W tym roku mieliśmy wyjątkową okazję do długiego wypoczynku pod Tatrami. Ci co bardziej sprytni, mogli przyjechać na Podhale już na okres Świąt Wielkanocnych i przy odrobinie dobrej woli przełożonych wyłuskać kilka dodatkowych dni urlopu i zostać na majówkę.
I Ci, którym tak właśnie się udało, mogli zaliczyć w tak krótkim czasie absolutnie wszystkie pory roku i wszystkie stany pogodowe. Słowem, prawie jak w… Patagonii! Też na „P” 😉
Tegoroczne święta, dzięki temu, że wypadły tak późno, były naprawdę wiosenne, ciepłe i soczysto zielone, jak rzeżucha w koszyczku ze święconką. Ale przed nami była jeszcze Majówka. Przede mną też! Ponieważ przez ostatnich kilka lat prowadziłam wyjazdy do ciepłego już o tej porze roku Maroka i zapomniałam, że ten szczególny dla nas weekend niemal zawsze jest zimny, ponury, deszczowy i czasem śnieżny.
I nie inaczej było w tym roku. To był czas zmasowanego najazdu Polaków z każdego najmniejszego zakątka naszego kraju. Najpierw wiele godzin w pociągach, autobusach i korkach na zakopiance. Nic nowego. A co na miejscu? Poza wygodnymi, luksusowymi apartamentami, pensjonatami, gdzie można ogrzać się przy kominku, albo przy gorącym winie z korzeniami, czekała także gorąca atmosfera muzycznych wieczorów, czy to w góralskich karczmach, przy dźwiękach gęśli i basów, albo klimat jaki rok rocznie tworzy festiwal Wiosna Jazzowa w Zakopanem. W każdym razie w maju pod Tatrami, na pewno nie zmarzniecie. Już Wasi gazdowie o to zadbają.
Okres około majówkowy jest tutaj szczególny. Wiosna puka do naszych domostw dużo później niż na polskim Niżu. Przyroda budzi się tutaj do życia dość specyficznie. Ptaki już o 4 nad ranem (szpaki, kosy, drozdy, w takiej kolejności), krowa sąsiada około 5, sąsiad traktorzysta, tuż przed 6 a ja muszę razem z nimi, mimo że planuję nie wcześniej niż o 8! Ale tutaj nie warto marnować dnia.
To właśnie w tym okresie są największe szanse zobaczyć kolorowe kwieciste „paczłorki” począwszy od krokusów, przez pierwiosnki, zawilce, żywce, urdziki (zwane przez górali jaślinkami).
Doliny górskich potoków żółcieją kaczeńcami i mniszkami.
A nad polami, łąkami łatwo zaobserwować latające dywany drozdów – kwiczołów. Łatwo je rozpoznać po samych odgłosach jakie wydają w locie, ponieważ „kwiczą” jakby gazdowie ubijali świnie na weselny stół. I uwaga – w masie tych ptaków drzemie siła! Potrafią zaatakować nawet kota czy psa, więc spacerując podhalańskimi szlakami, trzymajcie swoje pupile na smyczy.
Co więcej potrafią także zaatakować moje śniadanie na tarasie, więc Wasze piknikowe kosze, pozostawione samopas gdzieś na trawie też pilnujcie 😉
Czytaj także Wypoczynek pod Tatrami, czyli Furmanowa press – part 2
Kasia Jamróz
[offer_bar text=”Chcesz wyjechać na taką wycieczkę?” link=”https://www.travelpp.dkonto.pl/incoming-travel/” btn=”Sprawdź jak!”]