Podróżowanie po Kamczatce jest w pewnym stopniu loterią. Pogoda na tym „końcu świata” płata różne figle. Pod tym względem przypomina troszeczkę fiordy norweskie, gdzie zdarzają się tygodnie, w czasie których możesz podziwiać jedynie mgłę, ewentualnie „delektować” się deszczem. Oczywiście jeśli tamtejsze Duchy Ci nie sprzyjają. Kiedy masz jednak fart i odsłoni się słoneczko masz wrażenie, że jesteś w pokoju pełnym nierzeczywistych fototapet. Kolory zdają się nienaturalne i przejaskrawione. Jesteś przekonany, że ktoś je „podrasował” fotoshopem. Z tym że, krajobraz przed tobą jest w stu procentach naturalny i jednak rzeczywisty. Istny raj dla miłośników fotografii przyrodniczej.
Wyobraź sobie, że od świtu wspinacie się na wierzchołek czynnego wulkanu, a na Kamczatce wszystkie wulkany należy zaliczyć do czynnych, nawet jak w danym momencie lekko sobie przysnął. Ten akurat nie pryska lawą, nie wyrzuca głazów, ale wydziela dużą ilość siarkowych oparów i syczy, dając nam przedsmak potęgi, znajdującej się tuż pod kopułą ziemi. Nie jest za wysoki – ma około 2400 metrów. Wejście także nie skomplikowane, idziesz jak po schodach, góra przez kilka godzin . Każdy przeciętnie wytrenowany człowiek spokojnie sobie z tym poradzi. Rozglądasz się dookoła i zastanawiasz się – czemu się tak bezsensu wspinasz, skoro szansa, że zajrzysz do krateru i cokolwiek zobaczysz jest bardzo mizerna. Nic tylko gęste tumany mgieł, które ograniczają widoczność do kilkudziesięciu metrów. Cieszysz się, że szlak jest dobrze widoczny, bo łatwo jest pogubić w niej drogę. Pogodzony już z tym faktem, zatrzymujesz się jakieś 200- 300 metrów przed szczytem. Popijasz z bidonu wodę i nieoczekiwanie odczuwasz większy podmuchy wiatru, szarpiący twoją kurtką – spoglądasz i nie wierzysz… Przed tobą, w ciągu kilku sekund, roztacza się totalnie surrealistyczny widok. „Szybujesz” na szczytach chmur, a pod tobą, jak okiem sięgnąć, wznoszą się ogromne kopuły kamczackich wulkanów. Pokryte śniegiem na czubkach, przybierają najróżniejsze barwy, w zależności od tego z jakich skał zostały utworzone. Widok nie do opisania, zupełnie odmienny niż w górach, w których dotychczas miałeś okazję przebywać. Do szczytu zostało kilkaset metrów, więc starasz się je pokonać jak najszybciej bo boisz się, iż to zaraz zniknie, rozpłynie się. Pozostanie tylko nierealne wspomnienie i niedosyt. Kiedy docierasz do krateru, szybko zerkasz na jego dno , a nastrój nierealności jeszcze się potęguje. Ogromna podwójna dziura , gdzie jedna część spowita jest oparami wydobywającymi się z głębi ziemi. Kolory tak zróżnicowane i pomieszane, że dobry współczesny malarz surrealistyczny znalazłby tu duże pokłady natchnienia. Drugą część krateru z kolei, w ogromnej części wypełnia jezioro o wodzie barwy szmaragdowej, a może to inny związek chemiczny… Brzegi jeziora otaczają skały w różnych odcieniach brązu i czerwieni – połączenie nieco kosmiczne. Dodatkowo cienie rzucane przez słońce i tumany chmur, od czasu do czasu tworzą spektakularne kształty, zamykając całość obrazu…
Stoisz i się gapisz, a czas płynie niezauważalnie. Piorunujące wrażenie, przynajmniej dla mojej Duszy. Ale, żeby mieć okazję to zobaczyć, musi zaistnieć jeden nieodzowny warunek – Duchy Kamczatki powinny być Ci przychylne. Być może wtedy odsłoni się niebo i słońce, a ty uszczkniesz trochę ich tajemnicy. Nie często się to zdarza niestety, słonecznych dni w okresie lata jest tylko 3 tygodnie, a mgła i deszcze dużo częściej nam towarzyszą, zasłaniając skrupulatnie wdzięki tej „kobiecej krainy”.
– Andrzej Ziółkowski
[offer_bar text=”Chcesz wyjechać na taką wycieczkę?” link=”https://www.travelpp.dkonto.pl/incentive-travel” btn=”Sprawdź jak!”]