czytaj też „Prawdziwe życie na Bali – part 3/5”
Niby nic, rytmiczne uderzenia w cymbały i gongi. Dla mnie mistrzostwo świata. Precyzja i dokładność. Perfekcyjne zgranie kilku, czasami kilkunastu mężczyzn w cyklach wibrujących uderzeń w metal.
I ceremonialny taniec. Wykonywany głównie przez kobiety. Każdy gest, skinięcie głowy, ruch opowiada swoją własną historię. Ma swoje konkretne znaczenie. Męczyłam Nillę godzinami pytaniami o sens. Jak cierpliwa matka znosiła moją ciekawość i opowiadała, dzieląc się swoim światem.
Wspomniałam Wam wcześniej, że nieodłącznym elementem świąt na Bali jest odświętny strój. Pierwszy raz miałam go na sobie właśnie w trakcie ceremonii kremacji. Urzekł mnie wzór na tkaninie, z której wykonany był sarong. Później, już w Polsce dowiedziałam się o batiku.
Wiecie, że malowanie pisanek to nie jest tradycja europejska? Na Bali zobaczycie pomalowane jajka przez cały rok. Byłam w szoku. A batik to nic innego jak mozolnie malowana woskiem i barwiona tkanina. Wzory są często tak drobne, że wykonanie sarongu zajmuje czasami kilka miesięcy. Na co dzień niestety odzież z batiku nie jest używana. Widziałam ją tylko dwukrotnie. Zwykle to niestety tkanina z nadrukiem, ale wzory na niej i tak urzekają. Masowy przemysł.
Zajrzyjcie w trakcie swoich podróży po Bali do wioski rzemieślniczej w Ubud. Oprócz mebli, wyrobów z drewna, srebrnej biżuterii można tam spotkać batikowe tkaniny.
czytaj też: „Prawdziwe życie na Bali – part 5/5”
Ekonomistka z zawodu, mocno osadzona w liczbach, „pochłaniaczka” książek i fanka dobrej muzyki. Od 2010 roku stale podróżuje. W 2017 r. w końcu znalazła swoje miejsce na świecie – indonezyjską wyspę BALI.