Cisza… delikatny odgłos latających owadów, upajający aromat ziół, no i ta niesamowita przestrzeń.
Dziesiątki, setki kilometrów dzikiej, bezludnej przyrody. Brak telefonu, komputera, pędu cywilizowanego świata – czas stanął w miejscu. Powoli, stopniowo, błogi spokój ogarnia duszę i w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że na twoich ustach, błąka się lekki uśmiech – jesteś szczęśliwy.
Po raz kolejny dwa miesiące w innym świecie. Częściowo w samotności, częściowo z ludźmi, którym chcesz pokazać ten tajemniczy, pełen magii świat. W sercu masz głęboką nadzieję, że poczują to samo co ty i wrócą do domu: inni, lepsi, szczęśliwsi. Bo tak zazwyczaj działa na człowieka Ałtaj…
Włóczęga bez celu, marzenia każdego włóczykija – jedna totalna niewiadoma. Nie masz pojęcia, gdzie spędzisz noc, kiedy napełnisz swój wiecznie zgłodniały żołądek i kogo przyjdzie ci spotkać na swojej drodze. Dostrzegasz w oddali horyzont i zupełnie nie zastanawiasz się, kiedy do niego dotrzesz. Czy to nie jest piękne marzenie…?
Moja „ałtajska odyseja” nie do końca miała taki charakter, ale jakaś jej część z pewnością – i było to bezsprzecznie ciekawe doświadczenie.
Więcej https://ostojaszamana.pl
– Andrzej Ziółkowski
[offer_bar text=”Chcesz wyjechać na taką wycieczkę?” link=”https://www.travelpp.dkonto.pl/incentive-travel” btn=”Sprawdź jak!”]