Tworzy ją niezwykła społeczność o unikatowym na skalę światową systemie społecznym. Jest to niezwykłe miejsce, jeszcze nieskażone turystyką masową. Dzieci są tego najlepszym przykładem…są ciekawe, natomiast bardzo ostrożne. Nie kojarzą jeszcze przybyszy z rozdawaniem prezentów, czy pieniędzmi. Chcą dotknąć, popatrzeć…
Shimshal to najwyżej położona osada w Pakistanie. Znajduje się na wysokości 3100 m.n.p.m. Sama podróż do wioski to przygoda! Wiedzie do niej jedna z najbardziej ekstremalnych dróg świata. Wije się wzdłuż porywistej rzeki Shimshal, wciśnięta pomiędzy skałę, a krawędź stromego urwiska.
Wygląd Shimshal oraz przyległych do niego wiosek: Aminabad, Farmanabad, Khizarabad mieszkańcy zawdzięczają swojej pracy. Ich filantropijny system społeczny polega na wzajemnym wspieraniu oraz dzieleniu się. Bogatsi, mają obowiązek dzielenia się z innymi lub sponsorowania czegoś, co może się przydać pozostałym, jak most, szkoła, droga, szlak… Duży nacisk kładzie się na rozwój turystyki. Powstają nowe hoteliki, a kolejne osoby szkolą się na przewodników, czy tragarzy górskich. Szczególnie alpinistów pojawia się tu coraz więcej. W okolicy znajdują się przepiękne szlaki trekkingowe, np. jak ten prowadzący do Shimsal Pass (4735 m.n.p.m.). Do zdobycia są również dziewicze szczyty 5 -cio i 6-cio tysięczne. Jak Yavassar I, który był celem naszej wyprawy. Mieszkańcy doskonale wiedzą, że praca przy obsłudze treku i wspinaczki przynosi konkretne zarobki. W Shimshal działa jedna z dwóch w Pakistanie szkół wysokogórskich.
Mieszkańcy Shimshal są bardzo otwarci i gościnni. Spacerując po wiosce odnosimy wrażenie zatrzymanego przed wiekami czasu. Ludzie tu są bardzo świadomi swojej tożsamości kulturowej, pochodzenia i tradycji, którą uważają za cenny skarb.
Celem naszej wyprawy w północne Karakorum był niezdobyty dotąd szczyt Yawash Sar II o wysokości szacowanej na ponad 6100 m.n.p.m. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że to właśnie podróż w doborowym i wyjątkowym towarzystwie jest celem. Góra wciąż pozostaje „do wzięcia”, natomiast ja przeżyłam jedną z najpiękniejszych przygód w życiu.
Moimi bohaterami byli miejscowi. O ich wydolności, kondycji i wytrzymałości można pisać książki. Rwącą górską polodowcową rzekę, pokonywali boso, na swoich chudych nogach, w podwiniętych nogawkach, często z nami na plecach. Rozbicie obozu przystankowego zajmowało im ok. 20 min. Po całym dniu pracy, na 4000 m.n.p.m. relaksowali się np. grając w…piłkę nożną.
Byli pomocni, zawsze czekali na najsłabszych. Właśnie tak będą mi się kojarzyć – w pozycji półleżącej, drzemiący oparci o kamień, czekający, aż do nich dojdziemy. Jednym z nich był Jamal, który uczestniczył w tegorocznej zimowej narodowej wyprawie na K2.
Niesamowity był sam fakt przebywania w zupełnej dziczy, gdzieś w północnym Pakistanie przy granicy chińskiej, gdzie przed nami były dosłownie trzy wyprawy. Wielogodzinna wędrówka w otoczeniu przepięknych, niezdobytych dotąd gór sprzyja rozmyślaniom i poznawaniu samego siebie. Trzeciego dnia trekkingu dotarliśmy do miejsca, gdzie powstała baza główna. Był to nasz dom przez kolejne kilka dni, na 4500 m n.p.m.
Czas w Karakorum na zawsze zostanie w moim sercu i głowie i duszy.
Więcej o życiu w bazie i samym trekkingu przeczytacie na podroznosci.com
Autor: Izabela Rutkowska