Ktoś mądry powiedział, że najlepszym uczuciem na tej planecie jest czuć spokój duszy, żadnego stresu, strachu, nieustannego rozmyślania – po prostu spokój. Ja czuję go właśnie tam. Bali w wyobrażeniu większości z nas jest rajem turystycznym dostępnym dla wybranych. To nie jest prawda.
Bali to zwyczajne miejsce, zwyczajni ludzie, żyjący zgodnie ze swoją religią i tradycją. Bali to cudowna przyroda, słońce, ale również codzienność usiana problemami.
Aby dostać się z lotniska w Denpasar do Pemuteran trzeba przejechać wzdłuż całą wyspę. Ze względu na górzysty teren podróż samochodem trwa około 4 godzin.
Trudy podróży rekompensują cudowne widoki rozciągające się za oknem. I ten nieprawdopodobny kontrast pomiędzy komercyjnym południem, a zwyczajną, ludzką północą. Tu jest dla mnie prawdziwe życie wyspy. Cisza i spokój.
Świnie biegające po ulicach, wszędobylskie psy, kurczaki na plaży, gdzieniegdzie śmieci, a na „stacji benzynowej” drewniany regał z butelkami po wodzie napełnionymi paliwem.
I świątynie – te maleńkie przydomowe i te wielkie, uroczyste. Wszędzie ich pełno. Bo Bali to religia i związana z nią nieprawdopodobna tradycja.
czytaj też: Prawdziwe życie na Bali – part 2/5
Ekonomistka z zawodu, mocno osadzona w liczbach, „pochłaniaczka” książek i fanka dobrej muzyki. Od 2010 roku stale podróżuje. W 2017 r. w końcu znalazła swoje miejsce na świecie – indonezyjską wyspę BALI.